czwartek, 9 października 2014

MÓJ PIERWSZY DZIEŃ

                                            Mój pierwszy dzień
Proszę, powiedz mi, dziko rosnący kwiecie
Dlaczego ludzie wciąż walczą i krzywdzą się nawzajem?
Dziko kwitnący kwiecie, co widzisz ze swojej łąki
Dlaczego ludzie nie umieją wybaczać?
Deszcz spadł i lato maluje się na niebiesko
Czemu akurat ono?
Tak drżałeś, gdy tak stałeś przede mną nie mówiąc słowa
Kiedy Twoja ukochana zwiędnie, o czym będziesz myślał?
Jak zamierzasz wyznać jej swoją miłość, 
Skoro twe liście nie umieją mówić?
Tajemnica lata niesione przez wiatr, dwoje naszło na siebie
Niech moja piosenka będzie dowodem na to, że żyjecie dla tych,
Którzy nie mają imion...
                                                         ***
- Zamierzasz dziś wstać Kamilo? - spytała mnie mama wchodząc do pokoju. 
Pokręciłam głową, no i doigrałam się. Tradycyjnie wylała na mnie wodę. 
Podskoczyłam, gdy moje ciało dotknęła zimna ciesz i pobiegłam do łazienki.
- Teraz wyglądam jakbym się spociła! - zawołałam.
- To źle - usłyszałam głos mamy - bo dziś jest zdjęcie klasowe.
Pierwsza klasa gimnazjum. W ogóle nowa klasa. Wątpiłam żebym uśmiechnęła się na tym zdjęciu.
Ogarnęłam się i poszłam do garderoby po czarne spodnie i bluzę z napisem HEPPY. Przebierając się w pokoju nuciłam piosenkę, która nawiedzała mnie w snach.
- Ona jest piękna. Skąd znasz? - spytała moja siostra Angelika.
- Nie wiem - przecież nie mogłam powiedzieć, że mi się śniła - myślę, że natrafiłam na nią gdzieś w internecie. 
Angelika była moją młodszą siostrą. Ona - ciemna blondynka o piwnych oczach, z murzyńskimi włosami, jak to określała mama, a ja brunetka z jasną cerą i prostymi włosami, tak prostymi jakbym codziennie prasowała je żelazkiem i oczami tak ciemnymi jak noc , wręcz czarnymi. 
- W co się ubrałaś? - Angelika w białej koszulce z falbankami i rozkloszowanej fioletowej spódniczce w paradowała do mojego pokoju. Jak zwykle była olśniewająca.
Wstałam.
- Ładnie. - uśmiechnęła się i z torebką wybiegła z pokoju. 
Chodziłyśmy do różnych szkół, dlatego czułam się osamotniona. Ale ona chciała iść do szkoły z większością osób ze starej podstawówki, a ja chciałam spełnić swoje marzenie. 
Moja szkoła była dalej, także wyszłam z domu 15 minut przed Angeliką, biorąc jabłko. Ostatnio żywiłam się przeważnie tylko tym. 
Pół godziny później wysiadłam z autobusu. Szkołę miałam trochę dalej, także musiałam podejść. Przeszłam przez bramę i jak zwykle rzucił mi się w oczy rysunek namalowany na całej powierzchni ściany - pragnące spotkać się ręce. 
- Uda ci się. Pamiętasz co kazała powtarzać babcia? Jesteś w fioletowym baloniku, spada na ciebie złoty deszcz... właśnie tak. - poprawiłam kołnierz płaszczu i ruszyłam powoli w kierunku szkoły. Weszłam do budynku, a później schodami na górę... nie wiedziałam gdzie iść. Szkoła była ogromna, a ja kompletnie się nie orientowałam. 
Cóż, nie był to początek szkoły, ale dla mnie właściwie pierwszy dzień. Nie było mnie na wyjeździe integracyjnym, więc nikogo nie znałam. 
Stałam koło drzwi zdezorientowana. Przypomniała mi się Piosenka Snów. 
- Proszę, powiedz mi, dziko kwitnący kwiecie... - przypomniałam sobie fragment. 
Nie chciałam nikogo prosić o pomoc. Uda mi się. Przecież to nie była przygoda życia. Ja po prostu miałam pójść do sali gimnastycznej. To tam miało być robione zdjęcie. 
Nagle coś przewróciło mnie na ziemię, pozbywając tchu.
- Ech, przepraszam. 
Powoli spojrzałam przez ramię. Ciemny blondyn, błękitne oczy. 
Wyciągnął rękę w moim kierunku. Za nim stali inni chłopacy; przyglądali mi się. 
Wstałam nie korzystając z pomocy. Odwróciłam się. Znajdę ten cholerny korytarz. 
- Wybacz - zaczęłam z powrotem patrząc na chłopaka - wiesz może gdzie jest sala gimnastyczna?
Spojrzał na mnie lekko zdezorientowany. I pokiwał głową. 
- Zaprowadzę cię. - następnie odwrócił się do kolegów i zawołał - Widzimy się na zdjęciu!
- Zdjęciu? - ruszyliśmy w górę jakimiś schodami obok.
- Tak. Dziś moja klasa ma robione zdjęcia. A po co idziesz właściwie na salę gimnastyczną?
-...
Dalej szliśmy w milczeniu. 
Ja jestem cichą osobą. Zostałam... skrzywdzona w najgorszy możliwy sposób. A później moja babcia porozmawiała ze mną. "Nigdy nie dawaj ludziom całego serca. Zostaw kawałek dla siebie i bądź dla siebie samolubna. Kiedy poczujesz się zagrożona wyobraź sobie, że jesteś w fioletowym baloniku, że spada na ciebie złoty deszcz. Kiedy się urodziłaś codziennie patrzyłam czy dalej oddychasz. Byłaś krucha jak porcelanowa laleczka. I tak już zostanie do końca twoich dni...".
Bo wiecznej wieczności doszliśmy do pewnych drzwi.
- Sala gimnastyczna. - powiedział chłopak. 
- A czy sala nie powinna być - otworzył drzwi - duża...?
Pomieszczenie było ogromne. Wydawało mi się, że byłoby w stanie pomieścić z milion osób. 
Chłopak pobiegł do grupy uczniów, a pan fotograf wskazał mu miejsce. 
Sztywno i powoli podeszłam do nauczycielki z tyłu.
- Kamila, o ile się nie mylę? - zapytała uśmiechając się promiennie.
- Tak. - stanęłam z boku.
Każdy patrzył na mnie dziwnie. Ale nikt nie miał dostatecznie dużo odwagi zapytać. 
- Dobrze. Myślałam już, że nie przyjdziesz.
Pan zaczął strzelać fotki. Uczniowie szeptali, a ja stałam sztywno. Po głowie chodziła mi piosenka ze snów.Kiedy skończyły się zdjęcia wszyscy rozeszliśmy się do swoich klas.Nie wiedziałam gdzie iść ale na szczęście zalazłam tego chłopaka którego poznałam rano i który zaprowadził mnie na sale gimnastyczną. Było mi samotnie i nudno wiec zaczęłam się do niego odzywać.
- Hej chyba ci się nie przedstawiłam mam na imię Kamila a ty?
- Ja? Ja ja ... jestem Kacper . - był lekko zmieszany wydawał się miły ale nie byłam tego pewna ale za to byłam pewna że jest równie nieśmiały co ja.
- Fajnie. Do której klasy chodzisz?
- 3 gimnazjum.
- Ja też. Dopiero co się przeprowadziłam i nikogo tu nie znam...-nie wiedziałam jak dokończyć ale nagle ktoś mnie szturchnął odwróciłam się i spojrzałam na chudą wysoką brunetkę , była ubrana w śliczną sukienkę ,która ostatnio pojawiła się na okładce magazynu Vogue. 
- To jest Klara - powiedział Kacper - najsławniejsza dziewczyna w szkole ale lepiej się z nią nie zadawać to straszna plotkara.
- Ok.
- Musimy iść do klasy.
- Dobra. Wiesz gdzie?
- Pewnie. idziemy razem?
- Oczywiście i tak sama bym tam nie trafiła .
- OK to chodź...-powiedział i pociągnął mnie za rękę
po zajęciach chodziłam z Kacprem po mieście oprowadzał mnie - pokazywał nowe miejsca. Więcej nie pamiętam lub nie ce pamiętać może były to chwile zbyt szczęśliwe żeby je zapamiętać a może coś innego ale tak czy inaczej nie wiem co się potem działo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz