Historia anorektyczki Lilii
byłyśmy
zawsze we dwie
Liliana i Kamila. nierozłączne
- byłyśmy uwielbiane przez wszystkich.
każdy zazdrościł nam takiej przyjaźni, inteligencji, najlepszych
ocen, mnóstwa talentów, ładnych ubrań, urody i tej niesamowitej radości...
uśmiech zawsze wypisany na twarzach.
czerpania z życia wszystkiego. byłyśmy zbyt idealne.
wtedy myślałam że już zawsze tak będzie że do końca życia będziemy takie
szczęśliwe.
Ja i Ona - nierozłączne, przeciw całemu światu, wojowniczki szczęścia.
Miałyśmy wyjść za mąż za przystojnych Francuzów i zamieszkać obok siebie w
jakimś cichym zakątku Paryża, wychowywać razem nasze dzieci i na zawsze być dla
siebie przyjaciółkami
Ja nie umiałam funkcjonować bez Niej, Ona beze mnie...
jak w jakiejś symbiozie, chociaż to był bardziej helotyzm i ja byłam
niewolnikiem ale nawet o tym nie wiedziałam. Dowiedziałam się o tym boleśnie gdy moja ukochana G. mnie zostawiła.
moja przyjaciółka, siostra, mój pamiętnik, moja przestrzeń, mój cały
świat.
wszystkim była
gdyby tylko chciała odcięłabym sobie rękę ,wskoczyła pod pociąg.. wszystko
gotowa zrobić dla Niej.
kochałam ją szczerą,bezwzględną,głęboką miłością. rodzinę mniej kochałam.
ale Ona mnie zostawiła
stałam się dla niej nudna. mało interesująca, weszła w dużo ciekawsze
towarzystwo
wolała alkohol,papierosy, sex z przypadkowymi ludźmi i prochy, koncerty,
pogo.
ja byłam dobre dziecko. naprawdę byłam wspaniała.
Ona była również wspaniała. do tamtego dnia,.
w tym samym czasie mój tata z którym kiedyś miałam wspaniały kontakt
i uwielbiałam Go, miał wypadek w wyniku którego bardzo ucierpiał, a jego palce
zostały obcięte.
zostaliśmy bez pieniędzy (moja mama wtedy jeszcze nie pracowała lecz
całe dnie była z Nami w domu, a mój tata wyjeżdżał do Francji do pracy, tak
było zawsze, od małego.
mama,mój brat straszy, ja i siostra młodsza w domu-ukochany tatuś za granicą)
ale wtedy wszystko się zmieniło
rodzice się załamali, oboje.
moja mama (teraz to widzę) była zależna od mojego starszego od niej 8lat taty.
uważała że zawdzięcza mu wszystko bo Ona nigdy nie zarabiała pieniędzy tylko
siedziała w domu. czuła że jest nikim, tylko beznadziejną kurą domową która nic
nie potrafi, do tego straciła swoją nieziemską urodę i teraz jest już stara i
brzydka.
po tym wypadku zupełnie się załamała.
nie odzywała się do Nas, spędzała całe dnie w szpitalu
a jak wracała do domu to zachowywała się jak w transie
nie było już wtedy ze mną K.
Ona miała już swoje życie, nowych przyjaciół.
były to wakacje
zostałam całkowicie sama
całe dnie spędzałam sama
nikt się mną nie interesował
chciałam z kimś o tym porozmawiać, wypłakać się, usłyszeć że wszystko będzie
dobrze, że nam się ułoży, że tata z tego wyjdzie, że mama przestanie być
taka okropnie zimna i nieczuła
(ok. teraz się rozpłakałam)
ale nie miałam nikogo na tym świecie już
mój brat wolał się upić, a moja siostra tylko płakała , ale w sumie malutka
była, to czego mogłam od Niej wymagać.
naprawdę mój absolutnie perfekcyjny świat się rozpadł.
złamało mnie to
piękne życie usłane różami, szczęściem, samymi sukcesami
zawsze obok najwspanialsza mama świata która zabierała mnie na wszystkie
możliwe zajęcia dodatkowe żebym tylko się rozwijała. zawsze w ciepłym, czystym
domu czekała z obiadem , przytulała mnie, całowała, chwaliła....
nigdy nie mieliśmy dużo pieniędzy wręcz przeciwnie, zazwyczaj ich nie było, ale
miałam tyle miłości , szczęścia , uśmiechu i akceptacji wkoło że ich nie
potrzebowałam, bo miałam dużo więcej niż pieniądze mogą dać.
gdy zagrożenie życia minęło i tata czuł się już na siłach- wrócił do domu,
a mama zaczęła pracować pierwszy raz w życiu.
ja zaczęłam pełnić jej obowiązki
sprzątać, gotować, dbać o siostrę i tatę...
to ja zmieniałam mu opatrunki i musiałam patrzeć na rany. uwierzcie mi ,obcięte
palce to nic pięknego
ale tamtej pory byłam jednak dorosła i tak mnie traktowali
dziecko w 6 klasie.
nikt ze mną nie rozmawiał
w tamtym czasie,w moim życiu nie było ani grama radości.
pustka pustka pustka pustka
mama wracała wykończona z pracy, tata bez przerwy zrzędził , narzekał i
użalał się nad sobą, wrzeszczał, moja mała siostra miała swój świat,a mój brat
swój (wtedy się kłóciliśmy i nie mieliśmy dobrego kontaktu)
myślałam że oszaleje z rozpaczy.
nie mogłam tego wszystkiego powoli znieść
ale chciałam być idealną córką.
robiłam wszystko co mi kazali.
ja pocieszałam tatę i mu usługiwałam
ja słuchałam jego żali i ciągłego zrzędzenia
ja brałam na siebie jego okropne wrzaski
ja masowałam mamie spuchnięte nogi i ocierałam jej łzy
w domu panowała grobowa atmosfera i ja jedna starałam się coś z tym zrobić
uśmiechałam się szeroko, żartowałam, pocieszałam każdego
i Oni wszyscy się wypłakali, posmucili i im przeszło
a ja się dusiłam.
bo mnie nikt nie pocieszył. nikt nie przytulił.
w moim sercu zbierał się smutek, ból, strach, żal, samotność,nienawiść,
byłam zatruta wszystkimi złymi emocjami którym nigdy nie dałam upusty
bo przecież byłam idealna.
i zaczęła się choroba
och. anoreksja wspaniale zajmuje wszelkie pustki,
dziury,
rany serca,
koi stracone zaufanie
zagłodzona szmata karmi się cierpieniem ,smutkiem, zbyt wysokimi
ambicjami,
wysysa z Ciebie życie
powoluteńku
zabiera Ci wszystko co masz
ale jest jednocześnie wspaniała
bo daje Ci poczucie bycia wyjątkową
panowania nad swoim życiem, ciałem,nad sobą.
wypełnia puste pozbawione sensu życie
już nie
byłam samotna
nareszcie nie było pustki w moim życiu
już nie potrzebowałam K. ani mamy, ani ukochanego taty który zamienił się we
wrzeszczącego , nerwowego, obcego mi człowieka którego zaczęłam
nie na widzieć.
teraz miałam anoreksję
i najstraszniejsze jest to, że nie miałam nawet pojęcia że taka choroba
istnieje
dowiedziałam po ponad roku chorowania że to mam.
jak się zaczęło?
bardzo prosto.
ja gotowałam przecież w domu.
przestałam jeść słodycze, chleb i wszystko co było tuczące (zawsze jadłam mega
dużo, tyle ile chciałam i kiedy chciałam, trzymałam wagę 62kg/170cm byłam laska
że hoho)
dołożyłam jakieś tam ćwiczenia i to wystarczyło by schudąć 7kg w ekspresowym
tempie
zaczęłam jeść bardzo zdrowo, idealnie. schudłam kolejne 2-3kg
ależ mi się spodobało
moje życie miało sens !
znowu miałam coś co dawało mi radość !
w domu nadal było okropnie, przyjaciółki nadal nie miałam, nikt się mną nadal
nie interesował
ale to super, bo mogłam sobie nadal chudnąć.
zaczęłam jeść same owoce i chlebek chrupki z jakimiś tam dodatkami typu.serek
topiony/szynka/dżem.mód (wtedy nie miałam pojęcia co to są kalorie, co to
białko i węglowodany) jadłam to co myślałam że jeść odchudzające (nie mieliśmy
komputera i internetu, swoją wiedzę czerpała z reklam w tv) jadłam
malutko bardzo, ale jadłam i ćwiczyłam.
schudłam do 50kg, w szkole koleżanki mówiły mi że wyglądam pięknie, jak
modelka
było tak
śliczną miałam figurę
ale moje życie nadal nie miało sensu
w domu nadal straszna kaszana, nikt nie zauważył nawet że schudłam, tata dalej
się użalał nad sobą i wrzeszczał wniebogłosy, a mama tyrała w robocie i
wieczorami płakała w poduszkę
zaczęłam jeść tylko owoce, długi czas tak funkcjonowałam.
przy wadze 45kg moi rodzice coś tam zauważyli.
ja też byłam już zaniepokojona że nie umiem normalnie jeść...
nie wiedziałam co jest, czy to choroba czy to mi dolega.
bardzo chciałam jeść, ale nie mogłam już
w szkole nauczyciel od fizyki również zauważył że na kółku fizycznym trwającym
od 15 do 19 (taki ze mnie geniusz kiedyś był...) oddawałam bułki które
dostawaliśmy i piłam tylko sok.
nagle wszyscy zaczęli mnie pilnować czy jem
no to ja zaczęłam równo oszukiwać
chowałam jedzenie po kieszeniach, do rękawka, stanika, rajstop,skarpetek,
wcierałam we włosy masło, wypluwałam do kubka, brałam do buzi. przeżuwałam i
wypluwałam do ręki,a następnie do kieszeni-ale to jest nic....
robiłam dużo gorsze rzeczy,
mam tysiące sposobów by schować pełen talerz makaronu przy 4 osobach
ale nie chcecie wiedzieć jakie to sposoby.
schudłam do 40kg, moi rodzice byli pewni że jem, i że jest ze mną lepiej niż
wcześniej
bo zaczęłam nosi 3pary spodni, bluzek i malować twarz. ciemnym podkładem.
w końcu ktoś się mną zajął, przejął, zainteresował, znowu byłam ważna !
nareszcie ktoś mnie zauważył
pamiętam jeden dzień gdy tata nałożył mi na talerz gotowane chude mięso, ja nie
miałam pojęcia że mięso to białko i że nie utyje od tego,
ważyłam mniej niż 40kg i potrafiłam schować wszystko patrząc tacie w oczy i
płakać że jestem taka biedna, chuda mimo że tyle jem i nienawidzę tego.
wierzyłam w to. ja naprawdę wierzyłam że jem,mimo że nie jadłam od tygodni.
byłam taka opętana chorobą że kłamałam perfekcyjnie.
zero jakichkolwiek hamulców
kłamałam jak opętana
i nawet nie musiałam się wysilać, ja nie robiłam nic, byłam więźniem w swoim
ciele, choroba mną sterowała,
jak ludzka marionetka
tylko perfekcyjne wychudzine ciało, same kości pokryte śnieżno białą skórą.
anoreksja robiła co tylko chciała z moim ciałem. bo mnie już dawno nie było..
mnie, prawdziwej, tamtej wspaniałej dziewczyny.
brałam udział w swym własnym pogrzebie
stałam i patrzyłam na swoje ciało które już dawno nie należało do mnie
i kopałam sobie grób
powolutku drążyłam go każdym kłamstwem, każdą minutą spędzoną na ćwiczeniach,
każdym dniem w którym nic nie zjadłam.
mój grób stawał się coraz głębszy.
tata zabrał mnie do Zakopanego na wakacje
bo stałam się strasznie smutna
Oni naprawdę myśleli że to dlatego jestem taka chuda, ponieważ mam jakąś
depresję ,
nikt nie podejrzewał anoreksji.
całymi dniami chodziliśmy po górach
bolało mnie serce, wszystko mnie bolało
zupełnie nie obchodziły mnie widoki, miałam je głęboko w suchej dupie.
chciałam tylko chodzić i spalać kalorie
chudnąć mimo że byłam samymi kośćmi
schudłam 5kg przez ten tydzień
i doszłam do wagi 38kg miałam nieco ponad 171cm
potem dalej oszukiwałam z jedzeniem, ale trzymałam wagę.
awantury, płacze, oszustwa, kłamstwa, plucie jedzeniem wkoło,
mimo że rodzice mnie pilnowali, ja ukrywałam wszystko, nie jadłam nic ,
piłam tylko herbatę termosami, po 2-4l dziennie coli light i do tego paczka lub
dwie gum do żucia dziennie.
i tak przez wiele tygodni,
miarka się przebrała gdy przyłapali mnie na oddawaniu psu kotleta i ziemniaków
które sprytnie ukryłam i dziwnym miejscu.
rodzice zabrali mnie do psychiatry
i tutaj zaczęło się moje piekło.
pamiętam że przed tą wizytą coś mnie tknęło i wypiłam ponad 6litrów
wody by ważyć więcej
tak czułam.... że będę ważona, tzn. moja choroba to doskonale wiedziała, sama
bym na to nie wpadła, przecież nie widziałam co mi jest.
no i mi się upiekło
bo waga pokazała ponad 42kg
czyli nie musiałam iść od razu do szpitala
wtedy też dowiedziałam się że mam anoreksję i zaczęłam współpracę z
psychologiem
żałuję teraz tej masy pieniędzy które poszły na moje leczenie u Niego bo tak
naprawdę nie dostałam od Niego żadnej pomocy..
zaczełam terapię
jeździłam do psychologa raz w tygodniu, jedna godzina kosztowała 70zł
jego mądre zalecenia
miałam jeść 5 posiłków dziennie , być ważona co tydzień i nie chodzić do
szkoły
mówię Wam koszmar jakiś.
moja mama przestała pracować, zajmowała się tylko mną.
na początku terapii nawet chciałam zacząć normalnie jeść, mówić prawdę,
powoli tyć..
ale choroba mnie tak strasznie niszczyła że no...nie mogłam
nie jadłam
nie mogłam
nie mogłam przełknąć ani grama jedzenia, na samą myśl o gryzie jabłka czułam
się otyła..
wszystko chowałam,wypluwałam,kombinowałam
czułam fizyczny ból na myśl o tym że mogłabym coś zjeść.
na terapii cały czas kłamałam, chyba nigdy nie powiedziałam ani słowa prawdy
przed snem wyobrażałam sobie, że jem wszystko co mi mama daje
że nie mam wyrzutów sumienia
że nie boli mnie brzuch, że nie boli mnie serce, że oddycham głęboko i nie mam
duszności,że nie jestem już obrzydliwa, znowu mam swoje życie z powrotem
ale gdy otwierałam buzię by coś zjeść...od razu ją zamykałam
nie mogłam.
nie miałam prawa,
nie zasługiwałam by jeść.
i nic nie jadłam
byłam taka.... beznadziejnie okropna
cały czas smutna, apatyczna, bez życia totalnie, nudna, nie można było ze mną o
niczym poromawiać, ciągle płakałam i byłam zmęczona, ciągle coś mnie bolało,
zawsze przygnębiona, zakłamana, brudna (od chowania jedzenia wszędzie gdzie się
dało) obrzydliwie wychudzona, wzbudzałam sensację wszędzie gdzie tylko się
pojawiłam. wrzeszczałam, przeklinałam,biłam, plułam jedzeniem po stole, po
podłodze na innych ludzi.
cały czas w domu były awantury. płacze.
moje rodzeństwo mnie nienawidziło, brzydziło się mną, kazali mamie oddać mnie
do szpitala, byle daleko od domu, nie chcieli mnie widzieć/
wszyscy mówili mamie aby mnie oddać-ale Ona się uparła i mówiła że ja kiedyś
wrócę, prawdziwa ja.
że ta opętana wariatka zostawi mnie, prawdziwą mnie.
zbliżały się wakacje, przytyłam do 40kg, wypiłam znowu ponad
6litów wody i dociążyłam się dodatkowo paroma rzeczami,.waga pokazała
50kg, według umowy z psychologiem rodzice pozwolili mi jechać na Oazę
wakacyjną.
ale coś ich tknęło i rano, o 3 zerwali mnie z łóżka i przed samym wyjazdem
zważyli
zobaczyli że ważę 40kg
do tej pory nie wiedzą jak to zrobiłam, jak oszukałam ich na całe 10kg.
mimo to okłamali psychologa że ważę te 50kg, zaufali mi, i pozwolili jechać.
na Oazie ludzie pokazywali mnie palcami...przecież jeszcze rok wcześniej
ważyłam 20kg więcej, byłam piękna, szczęśliwa,głośna, uśmiechnięta, ciągle w
ruchu, pełna pasji, optymizmu, zarażająca radością.
a teraz ? sam obleśny szkielet, zawsze smutny i apatyczny .
zaczęłam jeść
bo chciałam znów coś poczuć, cokolwiek poza bólem, zimnem i cierpieniem
samotności i smutkiem
miałam tak ogromne wyrzuty sumienia że musiałam wrzeszczeć w poduszkę z bólu
nikt nie wiedział co jest w mojej głowie
jak wielkie cierpienie tam siedzi i wierci mi olbrzymią dziurę.
jadłam słodycze z innymi dziewczynami które mnie pokochały i chciały pomóc...
jadałam z nimi byle tylko ze mną przebywały, rozmawiały
wszystko inne wyrzucałam i chowałam.
potem już sama budziłam się w nocy i jadłam
jadłam i jadłam jadłaaam
przytyłam przez 17 dni 5kg
moi rodzice byli zachwyceni
były to wakacje, sam początek
i zaczęłam jeść
na początku nad tym nawet panowałam
ładnie jadłam, bardzo dużo, ale smacznie, regularnie, w sumie tak..normalnie
nadal byłam wychudzona, jadłam mega dużo i zupełnie nie tyłam
tylko coraz lepiej wyglądałam, zdrowiej, byłam silniejsza, a jak tyłam, to
jakieś dekagramay
moje szczęście było tak ogromne jak dziura między 30 centymetrowymi udami
pojechaliśmy na rodzinne wakacje i tam jadłam wszystko już jak leciało.
nadal miałam wyrzuty sumienia, paliły mnie jak cholera, ale byłam mega
szczęśliwa że mogę jeść sobie frytki, lody, ciasta, bułkę i jestem nadal taka
chuda i do tego coraz ładniejsza.
rodzice się uspokoili, ja coraz bardziej otwierałam się na jedzenie.
nadal sumienie mnie truło, ale ja chciałam za wszelką cenę je zagłuszyć i
zacząć jeść.
znormalnieć.
walczyć.
z czasem jednak przestałam nad tym panować
wakacje się kończyły, po 2 miesiącach pojechałam do terapeuty, 10kg grubsza,
nadal z niedowagą, ale wyglądałam pięknie, nakłamałam mu że jest
tak mega, super, hiper, ekstra fajnie, że jem zdrowo i czuję sie wspaniale że
kocham siebie, kocham jedzenie, i w ogóle to pełnia radości.
terapia zakończona, iza wyleczona.
byłam w milion gorszym stanie psychicznym niż przed jej rozpoczęciem mimo tego
że kosztowała nas grube tysiące.
zaczęłam jeść
jeść
żreć
wpierdalać
czułam do siebie wstręt, obrzydzenie, nienawiść.
miałam potworne wyrzuty sumienia
ale nie umiałam już nie jeść.
strasznie przytyłam
do 62kg.
ale nie miałam zupełnie mięśni, samiutkie kości i tłuszcz.
(wyglądałam
gorzej niż teraz gdy piszę te słowa, czyli z wagą 66kg)
i zaczęłam się znów odchudzać
ale już nie umiałam przestać jeść
na zamianę więc się objadałam i głodowałam
i tak się odchudzałam wspaniale właśnie...
i doszłam do wagi 82kg
i się przeraziłam
wzięłam się za siebie, schudłam trochę.
moje nieustanne próby wymiotowania w końcu się udały
od tamtej pory dodałam to do swojej genialnej diety, rezultat -> obżeranie
się-głodówki-obżeranie się i rzyganie i tak w kółko
chudłam tyłam chudłam tyłam 77kg-82kg-76kg-83kg i tak w kółko
zaczęło się liceum.
boże płakać mi się chcę jak o tym myśle.
calutką 1 i 2 klasę spędziłam w swoim pokoju.
jechałam do szkoły, siedziałam w szkole udając że coś ogarniam, odrazu po
lekcjach wracałam do domu i żarłam.
wyrażam się w taki sposób, ponieważ ja nie jadłam.
tylko żarłam,
a następnego dnia nie jechałam do szkoły bo byłam zbyt spuchnięta by pokazywać
się ludziom
szłam na całodniowe wagary, chodziłam po mieście byle tylko chodzić i nic nie
zjeść.
jakby to miało coś zmienić...
zawaliłam wszystko.
zero życia towarzyskiego, zero wyjścia gdziekolwiek, z kimkolwiek,
moi znajomi chodzili na imprezy, na zajęcia dodatkowe, spotykali się, byli tacy
szczęśliwi i radośni
a ja nic.
byłam na swojej diecie
na której ciągle tyłam
wiecie jaki rezultat był ?
okropne oceny,okropna frekwencja,okropne rozmiary, okropna twarz,
byłam tragiczna.
tak bardzo siebie nienawidziłam
ale uśmiechałam się, uśmiechałam się najszerzej jak można ,
im czułam się gorzej
tym byłam bardziej uśmiechnięta.
i tak było przez dwa lata.
jedna
wielka
tragedia.
nadeszły wakacje 2013r, te wakacje
poznałam faceta , który był gotowy zrobić dla mnie wszystko. spędziliśmy razem
całe wakacje, najpierw Zakopane, potem piesza pielgrzymka do Częstochowy ,
potem Jezioro Białe
nie wymiotowałam, nie obżerałam się, nie głodowałam, jadłam mało, calutki czas
byłam w ruchu, schudłam ślicznie
On się zakochał od razu z wagą 83kg, nie było dla niego ważne jak wyglądam.
ale ja go olałam
nikomu nie ufam, nie jestem godna by być kochana, jestem nikim i nie zasługuję
na miłość.
zaczęło się liceum, III klasa
zaczęłam ją z wagą 72kg ludzie mnie nie poznali,byli mną absolutnie
zachwyceni
ale...to samo się zaczęło.
matura
stres
...................
znowu żarłam i rzygałam. w październiku już 75kg,i ciągle się wahało od
72 do 76.
już nie umiem jeść
powstało to miejsce.
jakie są efekty tego wszystkiego ?
-mam myśli samobójcze
-nienawidzę swojego życia, siebie i wszystkiego co powiązane ze mną
-gardzę sobą.
-nie mam życia towarzyskiego
-nie ufam ludziom
-jestem absolutnym noł lajfem i autsaiderem
-wstydzę się siebie, nie chcę się pokazywać, uciekam przez wzrokiem innych
ludzi
-całe liceum (po zmarnowanym gimnazjum) spędziłam w swoim pokoju żrąc i
oglądając seriale na zamine z wagarami po to by cały dzień nic nie jeść i na
drugi dzień wpierdalać
zero imprez, zero wyjść ze znajomymi, zero jakiegokolwiek życia poza żarciem
,serialami i głodówkami
-nie umiem jeść
-mój metabolizm chyba nie mam czegoś takiego jak metabolizm
-popadam ze skrajności w skrajność-albo wszystko albo nic. zawsze. w każdej
sferze mojego życia.
-mam rozstępy, cellulit, jestem tłusta
-całe gimnazjum przeleżałam w łóżku, miałam nauczanie indywidualne i całymi
miesiącami nie wychodziłam z pokoju
-nie mam okresu
-nie umiem zapamiętać 5 zdań
-nie umiem skupić się na jednym zajęciu dłużej niż 10minut
-mam humory jak kobieta w ciąży
-mam okropne oceny
-od 6lat
żyję tylko jedzeniem i nie jedzeniem
od lat moje życie kręci się tylko wkoło żarcia, nie żarcia,
kilogramów,centymetów, nienawiści, bólu i smutku.
Werbunek
W godzinę 1100 brzuszków i 1050 nożyc – Kaja (ma 18 lat, 160 cm wzrostu)
wszystko, co zrobi dla swojego ciała, zapisuje na fejsie. W dwa miesiące
straciła 21 kilogramów i dalej chudnie. Sukcesy ostatniego poniedziałku: dwie
godziny wymiotów. Do tego, jak zawsze po szkole: dwie godziny fitnessu. Później
bieżnia, rower. Przed zaśnięciem brzuszki, półbrzuszki, nożyce. Do koń
ca miesiąca chce zgubić jeszcze pięć kilo,
więc zaostrzyła
dietę. Rano woda z octem
jabłkowym, ćwiartka grejpfruta. Przed południem ćwiartka. Na obiad ćwiartka.
Tak dobrze jej idzie, że została zaproszona do zamkniętej grupy na
Facebooku: tylko dziewczyny z postanowieniem, żeby osiągnąć lekkość motyla.
Robią zawody: która najwięcej zrzuci. Jak któraś się nie przykłada, za karę
musi zjeść czekoladę. I wtedy jeszcze bardziej musi się katować, żeby stracić
kalorie.
– Grupy na FB to nowa odsłona tego, co już w sieci istniało – zauważa
Ludmiła Chludzińska z Wrocławia. Jej mąż Paweł jest psychiatrą, trafiają do
niego osoby z zaburzeniami jedzenia. Bardzo często pomysły na drakońskie diety
i ćwiczenia ściągają z internetu, tam
szukają
wsparcia – no to Chludzińscy z ciekawości też zaczęli przeszukiwać sieć.
Znaleźli
strony pro ana,
blogi i fora, a teraz doszły do tego zamknięte
grupy na portalach społecznościowych. Pro ana, czyli pro anoreksja. Chludzińska
twierdzi, że oprócz anorektyczek dużo jest tam dziewczyn, które zachowują się
tak, jakby marzyły o anoreksji, nie mogły się jej doczekać. Odrzucają myśl, że
to choroba psychiczna. Dla nich to styl życia. Nazywają anoreksję
pieszczotliwie aną, najlepszą przyjaciółką, towarzyszką.
Werbunek do grup na FB nie jest przypadkowy. Widać dużą czujność, aby nie
przeniknął wróg: na przykład ktoś z rodziny, kto nie lubi ana, kto mógłby
wywlec tajemnice grupy. Przed przyjęciem sprawdza się każdego: wiek, wzrost,
waga (jaka była kiedyś, jaka jest teraz, a jaką zamierza się osiągnąć), trzeba
opisać diety, jakie się dotąd stosowało. A przede wszystkim jasno określić,
jaki się ma stosunek do ana.
Grupa, do której należy Kaja, raz pochopnie wpuś
ciła
kogoś i okazało się, że to wróg. Wrzucił zdjęcie jednej z anorektyczek,
podpisał: gruba świnia. – Przykre – mówi Kaja. Każda liczy przecież na
wsparcie, a nie poniżenie. Członkinie wysyłają sobie pozdrowienia: „Trzymaj się
chudo”. „Wytrwaj”. Oraz podsyłają thinspiracje (od thin – szczupły).
Thinspiracją mogą być fotki kościstych ramion, wychudzonych nóg. Po każdej
thinspiracji chce się być thin jeszcze bardziej.
Rytm
Od lat słychać ostrzeżenia przed anoreksją: są akcje, reportaże, pogadanki.
Wśród psychicznych schorzeń nie ma chyba bardziej śmiertelnego: umiera co piąta
osoba, która na to zapadnie. I co? – Mniej więcej co szóste dziecko i
nastolatek stosują różne techniki obniżające masę ciała, śledzą liczby kalorii,
balansują na granicy zagrożenia. W pięciu przypadkach na sto dochodzi do
jadłowstrętu lub żarłoczności psychicznej, gdy najpierw się je, później
wymiotuje, bierze środki przeczyszczające – wylicza psychiatra dr Mirosław
Dąbkowski. Prowadząc kliniczny oddział w Toruniu i przyjmując w poradni,
zauważył, że leczenia wymagają już nawet siedmioletnie dzieci. Miewa na
oddziale pacjentki tak wyniszczone, że nie mają siły podnieść głowy z poduszki.
– Bez pomocy nie wejdą do łóżka – mówi o swoich pacjentkach prof. Andrzej
Rajewski, szef Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Kiedyś
to były głównie licealistki, teraz zdarza się czwarta, piąta klasa podstawówki.
No i niepokoi stały wzrost zachorowań. – Może bierze się z przekonania, że kto
jest szczupły i potrafi się kontrolować, ten ma większe szanse na odniesienie
sukcesu w życiu? – zastanawia się profesor.
Wspólne cechy chorych na anoreksję: ambicja, perfekcjonizm, chęć
kontrolowania wszystkiego, co się da. A wygląd wydaje się prosty do
kontrolowania. Dieta, ćwiczenia, z czasem coraz mniej się je, a coraz więcej
ćwiczy. – Jak już wpadną w rytm odchudzania, to im się znieczula ośrodek głodu
i sytości – wyjaśnia prof. Rajewski. Organizm uruchamia rezerwy, metabolizm
zwalnia, znika tłuszcz, ale i mięśni zaczyna być coraz mniej. Spada
temperatura ciała. Skóra się łuszczy, włosy
zaczynają wypadać, psują się zęby.
– Widok bardzo przykry – przyznaje Natalia Pietkun, psycholog, właścicielka
wrocławskiego Centrum Pomocy Terapeutycznej Ab Intra. Anorektyczki, które tu
przychodzą na terapię, wolałyby nie mieć wypadających włosów, brzydkiej cery.
Chcą pozbyć się tych objawów. Jednak to nie oznacza, że pragną pozbyć się
choroby. Anoreksja jest dla nich raczej rozwiązaniem niż problemem.
Dekalog
W grupie, do której należy Kamila (zgubiła 21 kilogramów w dwa miesiące), jest
też Martyna : waży 48. Cel: zejść do 39. Chodzi do drugiej klasy technikum.
Piękna twarz. Oczy duże, włosy długie. Bez grupy, z którą się trzyma na fejsie,
życia sobie nie wyobraża. – To jak rodzina – mówi. Są z różnych miast, w różnym
wieku. – Bycie razem daje power, myślisz: skoro one potrafią nie jeść, ja też
potrafię. Kocham je.
Miała 14 lat, gdy się strasznie zakochała, ale chłopak wolał inną.
Pomyślała, że jak zeszczupleje, to on pożałuje, że jej nie wybrał. – Na
początku chciałam tylko być fit – tłumaczy. Chudła, ćwiczyła, chudła, szło
coraz lepiej. – Wchodziłam na wagę nawet po jabłku, po szklance wody. Obsesja –
mówi. Pierwszy pobyt w psychiatryku? Makabra. Zakaz dzwonienia do rodziny, zero
odwiedzin, dopóki waga nie drgnie w stronę życia. Patrzyła na inne dziewczyny z
oddziału i obrzydzenie ją brało, że takie jakieś pokaleczone – przymuszano je
do jedzenia, cięły się, żeby zagłuszyć ten ból w sobie. To jest straszne, gdy
nie można być tak chudym, jakby się chciało. Patrzyła więc z obrzydzeniem na te
dziewczyny pocięte od dołu do góry. Ale i ją to dopadło. – Okaleczyć się można
nawet końcówką od sznurówek – mówi. – Rozryć nogi aż do mięsa.
– W końcu dotarło do mnie w tym szpitalu, że jak nie przytyję, to nie wyjdę.
Pomyślałam: dobra, jem. Jak mnie wypiszą, to schudnę. Wróciłam do domu i co
przełknęłam, wymiotowałam. W końcu całkiem przestałam jeść. I znów szpital.
Byłam już w pięciu, bo albo mówili, że jestem za chuda, albo że z obsesją, albo
że z depresją. Cierpię, bo widzę, że rodzice cierpią. Nawet na mnie już nie
patrzą. Kłócą się. Mama mówi, że się przeze mnie zabije.
Ciężko jest w domu. Na fejsie co innego, tam się wszyscy wspierają. I jest
dekalog pro ana, który ma trzynaście przykazań. Po pierwsze: „Jeśli nie jesteś
szczupła, to znaczy, że nie jesteś atrakcyjna”. Po drugie: „Bycie szczupłą jest
ważniejsze od bycia zdrową”. Po trzecie: „Będziesz się głodziła i robiła
wszystko, co w twojej mocy, aby wyglądać coraz szczuplej”.
Rzeźba
– W naszej Oldze jakby były dwie Olgi: jedna chce wyzdrowieć, druga tylko
kombinuje, jak uniknąć leczenia – opowiada Arek. Raz im o mało nie wyskoczyła z
balkonu, wchodziła już na barierkę. Wolała nie żyć, niż jeść. Próbowali
psychoterapii. Byli u sześciu specjalistów, każdy brał po 100 złotych z a
wizytę. Trzeba było stawiać się u psychologa całą rodziną i rzeźbić w sobie:
dzieciństwo, młodość, kto, co, kiedy i komu powiedział, czy to mogło mieć wpływ
na jadłowstręt Oli. – Myśmy na tych sesjach analizowali nawet, kto jakie
miejsce zajmuje przy stole, bo to ponoć nie jest bez znaczenia – wzdycha
ojciec. Jeśli Olgi psycholog przestawał się podobać, rzucali go, szukali innego.
I z nowym od początku to samo: dzieciństwo, młodość, miejsce przy stole…
Opłacili Oldze pobyt w prywatnym szpitalu: dwa miesiące, 30 tysięcy złotych.
Spotkała tam chorego na anoreksję lekarza, chorą aktorkę. Ale głównie były tam
dziewczyny takie jak ona: z przerwanymi z powodu choroby studiami, bez
chłopaka, bez przyjaciół.
– Są samotne – mówi o anorektyczkach prof. Rajewski. Im dłużej zwleka się z
podjęciem leczenia, tym rokowania gorsze, częstsze pobyty w szpitalu. A każdy
pobyt to dwa, trzy miesiące. Po wyjściu widać, że nie ma nikogo – poza rodziną,
która tylko patrzy, czy jesz. – Zapewne stąd bierze się popularność tych
zamkniętych grup na portalach społecznościowych. Szuka się towarzystwa.
W grupie jest też rywalizacja. Jeśli ona tyle zgubiła, to i ja mogę, a może
nawet więcej. – To tak, jakby leczący się alkoholik szukał towarzystwa w
knajpie – mówi Ludmiła Chludzińska, która przygląda się grupom pro ana na
Facebooku, śledzi blogi. Tych polskojęzycznych, które promują anoreksję, jest
około 400. Gdy zaczęli z mężem je czytać, byli zszokowani, że tak łatwo u nas o
dostęp do informacji i grup wspierających ekstremalne odchudzanie się.
Wymyślili dla przeciwwagi blog „anty pro ana”.
We Włoszech właśnie trwają prace nad wprowadzeniem przepisów, które by
nakazywały odcinać dostęp do internetu osobom zagrożonym anoreksją. We Francji
jest zakaz tworzenia blogów i portali zachęcających do prowadzenia głodówek. W
Holandii wprowadzono obowiązek zamieszczania na takich stronach informacji
ostrzegających, że zawierają treści niebezpieczne. Często portale zakazują
umieszczania informacji propagujących anoreksję. Tak zrobiły m.in. LiveJournal,
MySpace. Grupy pro ana wyrzucane są też z Naszej Klasy.
Wyścig
– Czy to coś da, jeśli całkiem odetnie się anorektyczkom dostęp do internetu? –
zastanawia się Karolina – Zamiast zamykać złą drogę, lepiej byłoby
pokazać dobrą. Marzy jej się duży portal, który byłby przeciwwagą dla tych
stron, grup i blogów, na których anoreksję traktuje się jak przyjaciółkę.
Otwinowska zachorowała, gdy miała 10 lat, teraz ma 24. Mówi, że mimo wielu
lat leczenia ma w sobie jeszcze przynajmniej 20 procent choroby. Studiuje
psychologię, napisała pamiętnik „Dieta (nie) życia”, pracuje nad kolejną
książką i nad scenariuszem.
Mając 21 lat, ważyła 35 kilogramów, a jak patrzyła na swoje nogi, to w
oczach tyły. Szczególnie gdy rodzice się kłócili. Trzeba było coś z tymi nogami
zrobić: albo ociosać nożem, albo wybiegać się, wyskakać.
– Czułam tak silne napięcie, taki ból, jakby ktoś mnie polał benzyną i podpalił
– opowiada. – Wstawałam o czwartej rano i układałam schemat żywieniowy,
strategię: co mi wolno zjeść, o której. Szukanie diet, planowanie, obliczanie
wagi i kalorii, wczytywanie się w etykietki na jogurtach, żeby wybrać ten
najmniej tłusty, zajmowało coraz więcej czasu, więc musiałam coraz wcześniej
wstawać, żeby się wyrobić. Cały dzień obsesyjnego myślenia, jak jeść, żeby nie
zjeść za dużo. Jeśli ktoś mnie zranił, milczałam. Później całą złość na niego,
cały żal wyrzygiwałam. Z anoreksji wpadła w bulimię – pochłaniała, ile wlezie,
i rzygała.
Klinicyści mówią, że tak to bywa: po anoreksji przychodzą zaburzenia
bulimiczne, a później wpada się na przykład w kompulsywne picie alkoholu,
uzależnienie od komputera, gier, niekontrolowane zakupy, uzależnienie od seksu,
od hazardu.
– Jestem teraz w takim momencie życia, że boję się ludzi. Boję się
zaprzyjaźnić, polubić kogoś – mówi Karolina – Anorektyczki często
tak mają, a równocześnie byłyby w stanie oddać wszystko za przyjaźń.
– Przez chorobę wypada się z życia – mówi Paulina . Ma 31 lat,
zachorowała, mając 19. Skończyła psychologię, pracuje w CenterMed w Lublinie,
prowadzi terapię z osobami chorymi na zaburzenie łaknienia. Wygląda na to, że
udało jej się wrócić do życia. – Jednak z anorektykiem jest jak z alkoholikiem
– tłumaczy. Trzeba się pilnować. Do tej pory, jeśli przeżywa stres, nie je.
Waży zaledwie 40 kg.
– Z dorosłym anorektykiem jest kłopot, nie ma systemowej pomocy – mówi
Paulina. Nie zna takiego miejsca, w którym można byłoby zbierać się po
chorobie, pod okiem terapeuty, trenera, dietetyka. Trzeba byłoby mieć kogoś,
kto by podpowiedział, jak powoli przybierać na wadze, żyć. I żeby to nie była
koleżanka anorektyczka.
– Nie wierzę w przyjaźń anorektyczek – mówi Paulina. – One wciąż będą się
porównywać, rywalizować, która dłużej nie jadła. A to nie jest rywalizacja
sportowa, tylko śmiertelny wyścig.